Australia niby taka cywilizowana, a i dostep do internetu slaby izasieg sieci komorkowej pozostawia wiele do zyczenia, ale w koncu sa wakcje wiec nie powinnam sie tym stresowac ;)
---------
Noc spedzilismy w calkiem komfortowych warunkach w hotelu Rainbow Sands. Skoro swit wyruszylismy na punkt widokowy (fajnie byloby pamietac nazwe, ale niestety ;) To olbrzymia wydma piaskowa zkaonczona klifem nad morzem. Nawet o 7 rano byla tam straszna patelnia wiec nie zabawilismy dlugo. Kilka zdjec- ladnych widoczkow morza, plazy i klifow + tajemniczych sladow na piasku (weze, dingo, ptaki...) i powrot przez las do hotelu.
Po szybkim kontynentalnym sniadaniu udalismy sie na plaze poskakac przez fale- super duze fale i zabawa uwieczniona na go pro. Na szczescie nie bylismy swiadkami zadnej akcji ratunkowej jak wczoraj (pani lezala i nie dawala znakow zycia, podobno czesto sie to zdarza na tej plazy...) W wodzie bylo duzo dzieci, wygladalo to na kolonie lub zajecia w-f, wszyscy ubrani w koszulki aby sie nie poparzyc- bardzo madrze :)
Gdy znudzilo nam sie juz skakanie przez fale i opalanie poszlismy na spacer brzegiem morza w kierunku wielokolorowych piaskow. Wygladalo to calkiem fajnie, ale spodziewalam sie lepszego efektu. Za to wiszenie na poziomej palmie bylo zabawne :)
I to by bylo na tyle z atrakcji w Rainbowbeach. Greyhound juz czekal wiec zapakowalismy sie i ruszylismy do Agnes Water. Po ok. 8 godz. i przejechaniu Harvey By i Bundaberg bylismy na miejscu. Nasza miejscowka Agnes Palms Beachside Motel jest clakiem ok i mamy fajnych sasiadow Anglikow- Hannah i Sama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz