Od rana ruszylismy na rekonesans, najpierw plaza do ktorej prowadzila sciezka przez super las deszczowy i mostek nad rzeka ktorej nie bylo (chyba jednak jest pora sucha ;). Pozniej ruszylismy rowerami na miasto, nie przemeczylismy sie bo objazd miasta zajal nam jakies 5 minut ;)
Przy okazji zobaczylismy ciekawe ogloszenie o ktorym wspominali nam wczoraj poznani Hannah i Sam i postanowilismy spedzic kilka godzin w szkole... surfingu :) Agnes Water to najbardziej na polnoc wysuniete miejsce gdZIe mozna surfowac, a ze fale byly niezle postanowilismy sprobowac. Surfing to super zabawa, ale tez nie taki prosty sport jakby sie wydawalo ;) Mimo, ze deska jest z pianki (twardszej) to i tak strasznie obilam kolana i kostkę. Ale kleczec na desce juz umiem a w Surfers Paradise pocwicze stawanie. Ogolnie w surfingu chodzi tylko i wylacznie o 'paddle, paddle, paddle...' ;)
Na zkaonczenie dostalismy certyfikaty poswiadczajace, ze ukonczylismy... 4 poziom, a to dlatego, ze w szkole zabraklo kartek dla najnizszczego 1 poziomu ;)
Po szybkim obiedzi w lokalnej knajpce ruszylismy rowerami do oddalonego o ok. 6 km Town of 1770 aby obejrzec oslawiony zachod slonca. Calkiem ladnie to wygladalo na tle gor, morza i chmur. Przy okazji wybadalismy miejsce z ktorego jutro ruszamy na Wielka rafe Koralowa :-D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz