Po chinskim sniadaniu (zupa z fish balls) wybralismy sie na wygrzewanie na pobliskiej plazy i spacer. Strasznie nas to zmeczylo (najbardziej chyba ta pogoda, 5 min slonca, 5 min deszczu i tak w kolko) wiec po dosyc dlugiej sjescie w hotelu ruszylismy na miasto. Wybor padl na samo centrum na czele z Orchard Road. Co to za diabelskie miejsce dla portfela ;) centrum handlowe na centrum handlowym, chyba wszystkie znane marki swiatowe znajduja sie na tej ulicy. Co prawda na zakupy Chanel, Prada, Armani itd sie nie zdecydowalismy, ale i tak przez 6 godz wydalismy niemalo ;) Ceny wcale nie sa super niskie i rozmiary strasznie rozjechane (kto to widzial. ze mam rozmiar xs ;) ale warto skorzystac z oferty marek ktorych nie ma w pl. Po zakupach postanowilismy obejrzec jeszcze pobliska dzielnice little india. Zeby nabrac sil zatrzymalismy sie w ulicznym barze hinduskim na kolacje. Pan zmierzyl mnie strasznym wzrokiem jak probowalam zamowic kurczaka curry z makaronem ;) ale poradzil inny zestaw i nie umarlam z glodu. Ale i tak najwazniejszy punkt kolacji to soki- limonkowy i arbuzowy- rewelacja :) Kolacje umilila nam rozmowa o podrozach z naszymi rodakami, ktorzy przysiedli przy stoliku obok. Wlasnie konczyli objazd Malezji, Brunei i Borneo i bardzo zachwalali te rejony. A jeszcze bardziej polecali Kambodze gdzie byli w zeszlym roku. Z checia wypytujemy napotkane osoby o ciekawe kierunki, ale przez to nasza lista przyszly wyjazdow wakacyjnych bardzo sie wydluza ;)
A wracajac do little india troche sie tam pokrecilismy, zobaczylismy 3 swiatynie, fajna kolorowa architekture i zgrupowanie kilkudziesieciu panow z bardzo duzym skupieniem ogladajacyh na duzym placu na duzym telewizorze... telenowele :) bardzo fajny to byl widok, zadnej kobiety, tylko panowie :) chyba nie maja rozrywek ;)
Do hotelu wrocilismy tak skonani, ze po prysznicu i drinku z rumu havana zasnelam nie wiem kiedy. A mialam jeszcze poczytac super ciekawa ksiazke z australii o wielkiej rafie koralowej... zostanie jako lektura do samolotu :)
sobota, 26 listopada 2011
piątek, 25 listopada 2011
Singapur podejscie nr 2
Juz w Singapurze. O dziwo lot nie byl tragicny, spalismy 4 godz i w miare zyjemy :)
Znowu trafilismy fajna miejscowke, w polowie drogi miedzy lotniskiem a centrum miasta ale bardzo blisko plazy i wody o niesamowitym kolorze i w samym centrum straganow z najrozniejszym jedzonkiem :)
Jedlismy juz 3 obiady i smierdzacego duriana a do tego podziwialismy akwarium w miejscowym sklepie zoologicznym. Wychodowali sobie prawdziwa rafe koralowa i maja kolorowe rybki, podobne do tych ktore widzielismy na rafie w Australii.
Zrobilismy niezly spacer po dzielnicy i czuje, ze na dzis starczy mi atrakcji ;) jutro nowy dzien i do zobaczenia rozrywkowa wyspa Sentosa lub centrum z oslawona ulica zakupow Orchard Street.
Znowu trafilismy fajna miejscowke, w polowie drogi miedzy lotniskiem a centrum miasta ale bardzo blisko plazy i wody o niesamowitym kolorze i w samym centrum straganow z najrozniejszym jedzonkiem :)
Jedlismy juz 3 obiady i smierdzacego duriana a do tego podziwialismy akwarium w miejscowym sklepie zoologicznym. Wychodowali sobie prawdziwa rafe koralowa i maja kolorowe rybki, podobne do tych ktore widzielismy na rafie w Australii.
Zrobilismy niezly spacer po dzielnicy i czuje, ze na dzis starczy mi atrakcji ;) jutro nowy dzien i do zobaczenia rozrywkowa wyspa Sentosa lub centrum z oslawona ulica zakupow Orchard Street.
środa, 23 listopada 2011
Ostatni dzien w Australii
Od rana strasznie pada, to pierwszy raz jak mamy deszcz w Australii wiec nie jestesmy zalamani, ale jednak postanowilismy zrezygnowac z wycieczki do Byron Bay. Slaba pogoda, stres spowodowany jazda nie po tej stronie ulicy do ktorej przywyklismy ;) nie zacheca.
Wloczymy sie po miescie i staramy wydac ostatnie dolary. Wczoraj zarezerwowalismy komfortowy hotel w Singapurze na ostatnie 3 dni urlopu, troche luksusu na zakonczenie nam sie przyda ;)
Wlasnie przestalo padac wiec lecimy na miasto
Wloczymy sie po miescie i staramy wydac ostatnie dolary. Wczoraj zarezerwowalismy komfortowy hotel w Singapurze na ostatnie 3 dni urlopu, troche luksusu na zakonczenie nam sie przyda ;)
Wlasnie przestalo padac wiec lecimy na miasto
Surfers Paradise - go hard or go home
Jednak nie udalo nam sie wczoraj wbic na impreze dla schoolies, zabraklo nam identyfikatora i opaski na reke, poza tym wszystko bylo ;) ale nakrecilismy filmik przyrodniczy zeby wszyscy mogli zobaczyc to zjawisko ;)
Dzis postanowilismy bardzo sie wylenic, to chyba pierwszy dzien gdy z niczym nam sie nie spieszy.Od rana na plazy, bylo sporo chmur wiec lezalo sie bardzo przyjemnie :) przy okazji obserwowalismy loty wojskowych odrzutowcow tuz nad plaza, ciekawe co oni robili, mamy kilka teorii na ten temat :)
Po plazowaniu wybralismy sie na zakupy spozywcze. Poniewaz zjedzenie kangura w restauracji jest niemozliwe postanowilismy kupic surowe mieso i przyrzadzic je po swojemu- wyszlo calkiem dobre.
Przy okazji zakupow odkrylismy ciekawy sklep, nazywal sie 'schoolies gear' i byl polaczeniem sex shopu i toys4boyz, spedzilismy tam chyba godzine a wieczorem wrocilismy po kilka rzeczy ;)
Na jutro zaplanowalismy wycieczke bo Byron Bay, ciekawe jak to bedzie :)
Dzis postanowilismy bardzo sie wylenic, to chyba pierwszy dzien gdy z niczym nam sie nie spieszy.Od rana na plazy, bylo sporo chmur wiec lezalo sie bardzo przyjemnie :) przy okazji obserwowalismy loty wojskowych odrzutowcow tuz nad plaza, ciekawe co oni robili, mamy kilka teorii na ten temat :)
Po plazowaniu wybralismy sie na zakupy spozywcze. Poniewaz zjedzenie kangura w restauracji jest niemozliwe postanowilismy kupic surowe mieso i przyrzadzic je po swojemu- wyszlo calkiem dobre.
Przy okazji zakupow odkrylismy ciekawy sklep, nazywal sie 'schoolies gear' i byl polaczeniem sex shopu i toys4boyz, spedzilismy tam chyba godzine a wieczorem wrocilismy po kilka rzeczy ;)
Na jutro zaplanowalismy wycieczke bo Byron Bay, ciekawe jak to bedzie :)
wtorek, 22 listopada 2011
Surfers Paradise- Dreamworld
Dzis bylismy w oczekiwanym parku rozrywki Dreamworld pelnym uwielbianych przez nas rollercsterow. Chyba zbyt wiele juz widzielismy ;) bo wiekszosc nie zrobila na nas duzego wrazenia. Warto jedynie wspomniec o kolejce jadacej tylem 160 km/h pod wysoka wieze (Tower of terror) i spowrotem twarza w dol ;) oraz wolne spadanie z najwyzszej na swiecie wiezy :) Ogolnie 6 godz nam wystarczylo, ale to pewnie dzieki temu, ze nie bylo za duzo osob i nie czekalismy dlugo w kolejkach.
Wracajac autobusem do hostelu poznalismy kierowce polaka, ale jakis zakrecony byl, cyba z szoku, ze nas spotkal i nie pogadalisy za duzo. Wstepnie tez zorientowlaismy sie z wynajmem auta i chyba ostatni dzien w Australii spedzimy na malej wycieczce :)
A teraz 'party time', robimy sie na bostwa i probujemy wbic na impreze dla dzieci o polowe od nas mlodszych :) zobaczymy jak to bedzie :) Nastepne doniesienia jak sie uda jutro
Wracajac autobusem do hostelu poznalismy kierowce polaka, ale jakis zakrecony byl, cyba z szoku, ze nas spotkal i nie pogadalisy za duzo. Wstepnie tez zorientowlaismy sie z wynajmem auta i chyba ostatni dzien w Australii spedzimy na malej wycieczce :)
A teraz 'party time', robimy sie na bostwa i probujemy wbic na impreze dla dzieci o polowe od nas mlodszych :) zobaczymy jak to bedzie :) Nastepne doniesienia jak sie uda jutro
Wyjazd z Agnes Water do Surfers Paradise
Dziś opuszczamy to mile miasteczko, naprawde warto tu spedzic troche czasu. Na pozegnanie poszlismy na szybkii spacer na plaze i wracajac spotkala nas super niespodzianka- zobaczylismy dzikie kangury na wolnosci. Staly w wyschnietym korycie rzeki i o maly wlos bysmy je przegapili tak super stapiaja sie z otoczeniem. Ale tknieta przeczuciem cofalam sie 2 razy i w koncu je dojrzalam :) Niesamowite, ze tak blisko zabudowan sa takie egzotyczne dla nas zwierzeta. No ale dla Aussie to tylko szkodniki. Po tym ciekawym spotkaniu pojechalismy na postoj Greyhound i po 1 godz spoznienia bylismy juz w drodze na poludnie do Surfers Paradise. zgodnie z australijska maksyma 'no worries' spokojnie czekalismy na autobus lapiac promienie slonca i myslac o tym, ze w Polsce takie czekanie byloby o wiele mniej przyjemne ;)
Zastanwialismy sie co nas czeka w Surfers Paradise gdyz wiekszosc osob odradzalo nam to miejsce z powodu tzw schoolies, czyli dzieciakow ktore skonczyly szkole srednia i 'swietuja' to wydarzenie ;)
Po 10 godz w autobusie moglismy przekonac sie na wlasne oczy co oznacza fenomen schoolies ;) z okien samochodu widzielismy olbrzymie grupy pijanych nastolatkow, bijace sie na ulicy dziewczyny, samochody policji na sygnalach i tzw schoolies support volounters czy cos w ty stylu. Na szczescie brzmi to gorzej niz wyglada ja sie znajdzie wsrod nich ;) Poszlismy na wieczone rozeznanie i trfilismy w samo serce olbrzymiej imprezy :) doslownie tysiace dziecikow na plazy, kazdy w jakis sposob oznaczony (opaski na rece, identyfikatory, koszulki z tajemniczymi dla nas cyframi i haslami) d tego glodna muzykai duuuuzo alkoholu, dla wieksosci zdecydowanie za duzo ;) Postanowilismy jutro dolaczyc do tej zabawy :) ciekawe, czy nas wpuszcza ;) Jak na razie schoolies nie przejawiaja zlych zamiarow wobec nas, nawet nas pozytywnie zaczepiaj ('give five' ;) jezeli dadza nam w nocy spac to ja nie mam nic przeciwko :)
Zastanwialismy sie co nas czeka w Surfers Paradise gdyz wiekszosc osob odradzalo nam to miejsce z powodu tzw schoolies, czyli dzieciakow ktore skonczyly szkole srednia i 'swietuja' to wydarzenie ;)
Po 10 godz w autobusie moglismy przekonac sie na wlasne oczy co oznacza fenomen schoolies ;) z okien samochodu widzielismy olbrzymie grupy pijanych nastolatkow, bijace sie na ulicy dziewczyny, samochody policji na sygnalach i tzw schoolies support volounters czy cos w ty stylu. Na szczescie brzmi to gorzej niz wyglada ja sie znajdzie wsrod nich ;) Poszlismy na wieczone rozeznanie i trfilismy w samo serce olbrzymiej imprezy :) doslownie tysiace dziecikow na plazy, kazdy w jakis sposob oznaczony (opaski na rece, identyfikatory, koszulki z tajemniczymi dla nas cyframi i haslami) d tego glodna muzykai duuuuzo alkoholu, dla wieksosci zdecydowanie za duzo ;) Postanowilismy jutro dolaczyc do tej zabawy :) ciekawe, czy nas wpuszcza ;) Jak na razie schoolies nie przejawiaja zlych zamiarow wobec nas, nawet nas pozytywnie zaczepiaj ('give five' ;) jezeli dadza nam w nocy spac to ja nie mam nic przeciwko :)
Wielka Rafa Koralowa :)
To bedzie bardzo dlugi wpis wiec pojawi sie jak bede miala wiecej czasu na internet, mozliwe, ze dopiero jak bede na lotnisku w Brisbane, ale warto poczekac :D
----------------
Mala, docen moje poswiecenie- siedze w mega glosnym 'pokoju imprez' w hostelu i spiesze z opisem ;)
----------------
Dzisiaj jest wyjatkowy dzien. Wyjatkowy z 2 powodow- odbylo sie nasze dlugo oczekiwane nurkowanie na Wielkiej rafie Koralowej a dodatkowo dzis sa moje 30-te urodziny :-D Czy mozna wyobrazic sobie lepszy prezent ;)
Nasz statek wyplynal z Town of 1770 i po ok. ,5 godz mocnego bujania (nie wszyscy dali rad, my jakos dotrwalismy ;) doplynal do bajecznej wyspy Lady Musgrave z niesamowita lguna. Nie da sie tego opisac, to trzeba zobaczyc. Ja oszalalam, zacelam robic zdjecia jak szalona i prawie wskoczylam do wody w ubraniu :)
Nasze nurkowanie odbylo sie wlasnie na tej algunie, tak samo jak inne wodne atrakcje tzn snorkeling. Juz na statku poznalismy australijczyka Mike'a ktory z nami nurkowal, a wiec mielismy kameralna grupe 4 osob razem z dive masterem.
Nurkowanie bylo rewelacyjne, ciepla woda (po kursie w wodzie o temp. 10 stopni to mila odmiana ;) pelno zwierzat w tym dziesiatki kolorowych rybek, płaszczka, zolw, morskie ogorki (sea cucumber) a wszytsko w otoczeniu niesamowitych kolorow i form. Trudno bylo sie zdecydowac w ktora strone patrzec. Na szczescie towarzyszyla nm kamerka gopro wiec w zimne wieczory bedziemy przypominac sobie te chwile. Kamera o maly wlos pozostalaby na Wielkiej Rafie Koralowej, ale Mike zlapal ja w pore gdy wypadla Michalowi.
Cale nurkowanie trwalo 56 minut i z emocji zuzylam az 160 bar powietrza ;)
Oprocz nurkowania spedzilismy tez ok. 2 godz. w wodzie na snorkelingu. Nawet odpuscilismy sobie zwiedzanie wyspy zeby tylko jak najwiecej atrakcji podwodnych zobaczyc. Ale dzieki temu zaliczylismy jeden z glownych punktow programu pod woda czyli wizyte na stacji czyszczenia zolwi ;) Byla to spora formacja korali wygladajaca jak wulkan czyli z niby kraterem w srodku. Tam wlasnie przystawaly zolwie w oczekiwaniu na zabiegi pielegnacyjne robione przez kolorowe rybki. Tak dlugo ogladalismy zolwia w tym salonie kosmetycznym ze sie wkurzyl i uciekl ;)
Z innych atrakcji wartych odnotowania bylo obserwowanie rybek nemo i plywanie wlawicy duzych ryb ktorych bylo pelno kolo platformy do nurkowania.
Takie przezycia sa warte kazdych pieniedzy i w 100% spelnily moje oczekiwania.
Wracajac z wyspy pogadalismy troche z australijczykiem Mikie'm. Opowiedzial nam swoja historie zycia ;) kiedys pracowal w banku w Sydney ale caly czas byl zestresowany i postanowil rzucic ta prace. Teraz jest kierowca olbrzymich ciezarowek jezdzacych przez cala Australie. Ciezarowki te sa nazywane ladowymi pociagami gdyz moga miec po kilka kilomtrow dlugosci razem ze wszystkimi naczepami. Te ktore on prowadzi maja ok. 2 km a najdluzsza w historii miala 4,5 km. Nie wyobrazam sobie czekania na skrzyzowaniu az taka ciezarowka przejedzie ;)
Po wyprawie pojchalismy do miasta i zgapiajac pomysl na kolacje od Hannah i Sama przyrzadzilismy w hotelu na grillu piers z kurczaka ze slodkimi ziemniakami. Caly wiezor przegadalismy z tymi sympatycznymi anglikami. Rozmawialismy o wszytskim, ale glownie o podrozach, popijajac dobrze znane ale nielubiane australijskie piwo VB (Victorias Bitter). Nam to piwo bardzo smakowalo ku zgorszeniu australijczykow ;)
To bylnaprawde emocjonujacy dzien a jutro dla odmiany dzien w drodze do Surfers Paradise.
----------------
Mala, docen moje poswiecenie- siedze w mega glosnym 'pokoju imprez' w hostelu i spiesze z opisem ;)
----------------
Dzisiaj jest wyjatkowy dzien. Wyjatkowy z 2 powodow- odbylo sie nasze dlugo oczekiwane nurkowanie na Wielkiej rafie Koralowej a dodatkowo dzis sa moje 30-te urodziny :-D Czy mozna wyobrazic sobie lepszy prezent ;)
Nasz statek wyplynal z Town of 1770 i po ok. ,5 godz mocnego bujania (nie wszyscy dali rad, my jakos dotrwalismy ;) doplynal do bajecznej wyspy Lady Musgrave z niesamowita lguna. Nie da sie tego opisac, to trzeba zobaczyc. Ja oszalalam, zacelam robic zdjecia jak szalona i prawie wskoczylam do wody w ubraniu :)
Nasze nurkowanie odbylo sie wlasnie na tej algunie, tak samo jak inne wodne atrakcje tzn snorkeling. Juz na statku poznalismy australijczyka Mike'a ktory z nami nurkowal, a wiec mielismy kameralna grupe 4 osob razem z dive masterem.
Nurkowanie bylo rewelacyjne, ciepla woda (po kursie w wodzie o temp. 10 stopni to mila odmiana ;) pelno zwierzat w tym dziesiatki kolorowych rybek, płaszczka, zolw, morskie ogorki (sea cucumber) a wszytsko w otoczeniu niesamowitych kolorow i form. Trudno bylo sie zdecydowac w ktora strone patrzec. Na szczescie towarzyszyla nm kamerka gopro wiec w zimne wieczory bedziemy przypominac sobie te chwile. Kamera o maly wlos pozostalaby na Wielkiej Rafie Koralowej, ale Mike zlapal ja w pore gdy wypadla Michalowi.
Cale nurkowanie trwalo 56 minut i z emocji zuzylam az 160 bar powietrza ;)
Oprocz nurkowania spedzilismy tez ok. 2 godz. w wodzie na snorkelingu. Nawet odpuscilismy sobie zwiedzanie wyspy zeby tylko jak najwiecej atrakcji podwodnych zobaczyc. Ale dzieki temu zaliczylismy jeden z glownych punktow programu pod woda czyli wizyte na stacji czyszczenia zolwi ;) Byla to spora formacja korali wygladajaca jak wulkan czyli z niby kraterem w srodku. Tam wlasnie przystawaly zolwie w oczekiwaniu na zabiegi pielegnacyjne robione przez kolorowe rybki. Tak dlugo ogladalismy zolwia w tym salonie kosmetycznym ze sie wkurzyl i uciekl ;)
Z innych atrakcji wartych odnotowania bylo obserwowanie rybek nemo i plywanie wlawicy duzych ryb ktorych bylo pelno kolo platformy do nurkowania.
Takie przezycia sa warte kazdych pieniedzy i w 100% spelnily moje oczekiwania.
Wracajac z wyspy pogadalismy troche z australijczykiem Mikie'm. Opowiedzial nam swoja historie zycia ;) kiedys pracowal w banku w Sydney ale caly czas byl zestresowany i postanowil rzucic ta prace. Teraz jest kierowca olbrzymich ciezarowek jezdzacych przez cala Australie. Ciezarowki te sa nazywane ladowymi pociagami gdyz moga miec po kilka kilomtrow dlugosci razem ze wszystkimi naczepami. Te ktore on prowadzi maja ok. 2 km a najdluzsza w historii miala 4,5 km. Nie wyobrazam sobie czekania na skrzyzowaniu az taka ciezarowka przejedzie ;)
Po wyprawie pojchalismy do miasta i zgapiajac pomysl na kolacje od Hannah i Sama przyrzadzilismy w hotelu na grillu piers z kurczaka ze slodkimi ziemniakami. Caly wiezor przegadalismy z tymi sympatycznymi anglikami. Rozmawialismy o wszytskim, ale glownie o podrozach, popijajac dobrze znane ale nielubiane australijskie piwo VB (Victorias Bitter). Nam to piwo bardzo smakowalo ku zgorszeniu australijczykow ;)
To bylnaprawde emocjonujacy dzien a jutro dla odmiany dzien w drodze do Surfers Paradise.
Agnes Water - surfing
Od rana ruszylismy na rekonesans, najpierw plaza do ktorej prowadzila sciezka przez super las deszczowy i mostek nad rzeka ktorej nie bylo (chyba jednak jest pora sucha ;). Pozniej ruszylismy rowerami na miasto, nie przemeczylismy sie bo objazd miasta zajal nam jakies 5 minut ;)
Przy okazji zobaczylismy ciekawe ogloszenie o ktorym wspominali nam wczoraj poznani Hannah i Sam i postanowilismy spedzic kilka godzin w szkole... surfingu :) Agnes Water to najbardziej na polnoc wysuniete miejsce gdZIe mozna surfowac, a ze fale byly niezle postanowilismy sprobowac. Surfing to super zabawa, ale tez nie taki prosty sport jakby sie wydawalo ;) Mimo, ze deska jest z pianki (twardszej) to i tak strasznie obilam kolana i kostkę. Ale kleczec na desce juz umiem a w Surfers Paradise pocwicze stawanie. Ogolnie w surfingu chodzi tylko i wylacznie o 'paddle, paddle, paddle...' ;)
Na zkaonczenie dostalismy certyfikaty poswiadczajace, ze ukonczylismy... 4 poziom, a to dlatego, ze w szkole zabraklo kartek dla najnizszczego 1 poziomu ;)
Po szybkim obiedzi w lokalnej knajpce ruszylismy rowerami do oddalonego o ok. 6 km Town of 1770 aby obejrzec oslawiony zachod slonca. Calkiem ladnie to wygladalo na tle gor, morza i chmur. Przy okazji wybadalismy miejsce z ktorego jutro ruszamy na Wielka rafe Koralowa :-D
Przy okazji zobaczylismy ciekawe ogloszenie o ktorym wspominali nam wczoraj poznani Hannah i Sam i postanowilismy spedzic kilka godzin w szkole... surfingu :) Agnes Water to najbardziej na polnoc wysuniete miejsce gdZIe mozna surfowac, a ze fale byly niezle postanowilismy sprobowac. Surfing to super zabawa, ale tez nie taki prosty sport jakby sie wydawalo ;) Mimo, ze deska jest z pianki (twardszej) to i tak strasznie obilam kolana i kostkę. Ale kleczec na desce juz umiem a w Surfers Paradise pocwicze stawanie. Ogolnie w surfingu chodzi tylko i wylacznie o 'paddle, paddle, paddle...' ;)
Na zkaonczenie dostalismy certyfikaty poswiadczajace, ze ukonczylismy... 4 poziom, a to dlatego, ze w szkole zabraklo kartek dla najnizszczego 1 poziomu ;)
Po szybkim obiedzi w lokalnej knajpce ruszylismy rowerami do oddalonego o ok. 6 km Town of 1770 aby obejrzec oslawiony zachod slonca. Calkiem ladnie to wygladalo na tle gor, morza i chmur. Przy okazji wybadalismy miejsce z ktorego jutro ruszamy na Wielka rafe Koralowa :-D
Subskrybuj:
Posty (Atom)