Dzis mija dokladnie tydzien od powrotu i chyba wypadaloby opisac osttani dzien i podsumowac w kilku slowach wakacje :)
Ostatni dzien w Singapurze spedzilismy na wyspie Sentosa. Dojechalismy tam calkiem prosto z wielką frajda pietrowym autobusem miejskim. Na przystanku Vivo City przesiedlismy sie na kolejke linowa z wagonikami i podniebną trasa dostarlismy na rozrywkowa wyspe. Bardzo mlo osob wybralo taki sposob transportu i w sumie sie nie dziwie gdyz kilka minut podrozy kosztowalo ok 25 dolarow singapurskich od osoby czyli ponad 70 zl. Po 'wyladowaniu' od razu ruszylismy szturmem na najfajniejsza atrakcję czyli iFly ( http://www.sentosa.com.sg/en/attractions/beaches/ifly-singapore ) ale miny nam zrzedly gdy zobaczylismy najblizsze terminy- godz. 21 czyli czas naszego shuttle busu z hotelu :( niestety musielismy odpuscic sobie ta atrakcje, ale zaplanowalismy ja na nastepna wizyte w Singapurze i na pewno zarezerwujemy z wyprzedzeniem :)
Na Sentosie wg mnie nie ma nic specjalnego do podziwiania, ale moze moja opinia bierze sie z faktu, ze bylam mocno zmeczona upalem i duza wilgotnoscia powietrza jaka akurat panowala. Ledwo nadazalam za Michalem ktory dzielnie fotografowal co ciekawsze obiekty ;) Warty zobaczenia jest najbardziej na południe wysuniety punkt kontynentalnej Azji i wieze widokowe. Fajnie wyglada lazurowa woda i dziesiatki statkow stojacych na redzie.
Po wyspie skoczylismy jeszcze do centrum poogladac szklane wiezowce, marina bay sands i merliona, pozniej kolacja w naszej ulubionej jadlodajni blisko hotelu (ale bylam zdziwiona gdy Pan wbil mi do mojej smakowitej zupy ryzowej surowe jajko ;) i chwila czekania na shuttle bus umilona popijaniem rumu ;) Chyba troche za duzo go wypilismy gdyz w samolocie na widok pasazerki z maseczka chirurgiczna na twarzy Michal powaznym tonem spytal sie mnie czy tez mam maseczke a ja wyobrazajac sobie nas w maskach do nurkowania poplakalam sie ze smiechu i nie bylo ze mna kontaktu przez dobre kilka minut, chyba wszyscy sie na mnie patrzyli z lekka konsternacja ;)
Z lotu jedna rzecz jest warta odnotowania- super obsluga lufthansy na lotnisku w Monachium. Można bylo zrobic sobie rozne rodzaje kawki, herbaty, poczytac prase, nie tylko po niemiecku i zrelaksowac sie przed lotem. Niby nic wielkiego ale czlowiek od razu czuje sie lepiej ;)
W Polsce przywitala nas kilkustopniowa temperatura i od razu poczulismy ten 'ped' ktorego nie bylo na urlopie. Ja trzesącymi rekoma sprawdzalam wyniki egzaminu z ITIL (zdalam hura :) ) a Michal pognal do pracy. I tak skonczyly sie wakacje ale tez zaczelo rozmyslanie o nastepnych :)
Podsumowując Australia jest rewelacyjnym miejscem na urlop, naprawde mozna sie zrelaksowac, poznac ciekawe osoby, zobaczyc rzeczy ktorych nie ma nigdzie na swiecie, ale warto to wszystko zaplanowac na dluzej niz 2 tygodnie i gdy zlotowka bedzie mocniejsza ;) Nie ma co ukrywac, ale nocleg w pokoju 2-osobowym w motelu za 100$ to nie najlepsza oferta jak na 'polską' kieszen ;) A z dodatkowych wskazowek w zakresie programu 'zwiedzania' jedyne co bym zmienila to znaczaco ograniczyla pobyt w Surfers Paradise na korzysc spokojniejszego miejsca w stylu Agnes Water. W Surfers paradise naprawde nie ma co robic i 1 dzien z 1 noclegiem wystarczy na poczucie tego specyficznego klimatu :)